Poranek przyniósł odrobinę energii i woli walki. M. się zacięła. Powiedziała że nie odpuści. Zebrała dokumenty. Po raz kolejny zrobiła wydruki. Na czerwono pozakreślała dane które wprost świadczą o tym, że osoba analizująca nasz wniosek popełniła rażące błędy.
Przy pomocy „ miłej Pani K.” Kierownik Departamentu Zarządzania Jakością umówiliśmy się na spotkanie w centrali na godzinę 16.00. O 13.00 M. sprzedała udziały w spółce tak jak było to uzgodnione jeszcze przed wakacjami. Obcięli nam kredyt więc musimy uskładać wkład własny. W tej sytuacji 50.000 za udziały w spółce ratuje nam całą transakcję zakupu domu.
Po południu w centrali banku… hmmm nie z dużej litery o tej instytucji nie powinno się pisać. W każdym razie w klimatyzowanym biurze centrali spotkały się z nami 3 osoby – Miła Pani K. , Pan Dyrektor Departamentu Obsługi Klienta i tajemniczy, małomówny pan z działu sprzedaży - milczeniem pomińmy na razie ich nazwiska. Przekazaliśmy następną porcję dokumentów.
Dwoje pierwszych „gospodarzy” spotkania było mocno zakłopotanych sytuacją. Przeprosiny, gęste tłumaczenie. Wzrok wbity w podłogę. Obiecywali, że w poniedziałek zapadnie ostateczna decyzja, że "ktoś się z nami skontaktuje", że zależy "im" na udzieleniu tego kredytu. Pan z Działu Analiz siedział cicho i nic prawie nie mówił…
Ciekawe co to było to coś co malowało się na jego twarzy. Kpina …? Znudzenie …? Czy może politowanie?
Przy pomocy „ miłej Pani K.” Kierownik Departamentu Zarządzania Jakością umówiliśmy się na spotkanie w centrali na godzinę 16.00. O 13.00 M. sprzedała udziały w spółce tak jak było to uzgodnione jeszcze przed wakacjami. Obcięli nam kredyt więc musimy uskładać wkład własny. W tej sytuacji 50.000 za udziały w spółce ratuje nam całą transakcję zakupu domu.
Po południu w centrali banku… hmmm nie z dużej litery o tej instytucji nie powinno się pisać. W każdym razie w klimatyzowanym biurze centrali spotkały się z nami 3 osoby – Miła Pani K. , Pan Dyrektor Departamentu Obsługi Klienta i tajemniczy, małomówny pan z działu sprzedaży - milczeniem pomińmy na razie ich nazwiska. Przekazaliśmy następną porcję dokumentów.
Dwoje pierwszych „gospodarzy” spotkania było mocno zakłopotanych sytuacją. Przeprosiny, gęste tłumaczenie. Wzrok wbity w podłogę. Obiecywali, że w poniedziałek zapadnie ostateczna decyzja, że "ktoś się z nami skontaktuje", że zależy "im" na udzieleniu tego kredytu. Pan z Działu Analiz siedział cicho i nic prawie nie mówił…
Ciekawe co to było to coś co malowało się na jego twarzy. Kpina …? Znudzenie …? Czy może politowanie?
0 komentarze:
Prześlij komentarz